Zaznacz stronę

Jeżeli zastanowilibyście się ile spraw w ciągu dnia jest pilnych a ile mniej pilnych to co by Wam wyszło? Mi zawsze wychodzi iż wszystko jest pilne, bardzo pilne, sprawa jest niemal sprawą życia i śmierci. Kolor czerwony, który pojawia się przy mailach które dostaję jako pracownik korporacji jest chyba ulubionym kolorem osób które chcą coś ode mnie.

Pilne!!!

Mam nawet jeden przypadek , który spokojnie mogę nazwać klinicznym – osoba w ciągu 2 lat współpracy ze mną wszystkie maile tytułuje jako pilne i jeszcze opatruje je trzema wykrzyknikami. Chyba taki ma wzór w nazwie maila i nie zmienia go od 16 miesięcy. Co ja na to? Ja przestałam się już tym przejmować i czasami nawet z wyrachowaniem zostawiam to do zrobienia jako rzecz o mało pilnym znaczeniu.

Mega pilne!

Ale są jeszcze dziwniejsze przypadki. Wysłanie pilnego maila i natychmiastowy telefon do Ciebie, że właśnie mail wysłało. Tu zawsze nasuwa mi się myśl – i co ja mam teraz zrobić? Rzucić wszystko, od ręki zrobić to co osoba bombardująca mnie sygnałami pilne, mega pilne chce? Czy robić swoje i dojść do tego maila wtedy kiedy będzie na to czas?

Trudna sprawa.

Czasami faktycznie jest coś ważnego do zrobienia i wypada to w ostatniej chwili. Ale po latach pracy w korpo zaczęłam zadawać sobie pytanie. Jak te wszystkie szkolenia, teorie które nam przekazują iż powinniśmy skupiać się na rzeczach nie pilnych ale ważnych dla naszej pracy, które pozwolą nam zrobić coś naprawdę ważnego dla naszej firmy, ma się do rzeczywistości, w której dzień zaczyna się od czytania maili i kończy się na czytaniu maili, i odpowiadaniu na nie.

Rzeczywistość jest inna.

Przynajmniej moje jest takie doświadczenie. Co dzień sprawy które mogłyby być załatwione bez pośpiechy bez spinki zawracają nam głowę i naszą uwagę. Odkładamy na plan dalszy projekty, sprawy , które powinniśmy zrobić ponieważ ciągle bombardowania jesteśmy informacją iż właśnie ta sprawą z którą ktoś przyszedł, zadzwonił jest warta milion dolarów i jeżeli tego nie zrobimy to firma padnie, transakcja nie dojdzie do skutku. Pytanie tylko czyja to wina ze tak się dzieje? Czy nie jest tak iż robimy za kogoś sprawy którym nadaje się status bardzo pilny tylko dlatego aby wymusić na nas natychmiastowe działanie?

Czy nie jest tak , iż robiąc to kosztem sprawy dla Ciebie pilnej , okazuje się iż powinni zająć się tym inni tylko zapomnieli lub zostawili to na ostatnią chwile. I teraz gdy terminie się zbliża oczywiście jest to pilne ale czy nie było wcześniej czasu na zrobienie tego? Argument ze wszystko robi się w ostatniej chwili jest już dla mnie nie do zaakceptowania. Jeżeli wyznaje się zasadę iż zrobię wszystko w ostatniej chwili to trzeba liczyć się z tym iż kiedyś po drugiej stronie spotka się mur i ktoś powie Ci – sorry ale nie mam czasu , właśnie robię coś bardzo pilnego. Stres , nerwy jakie towarzyszą załatwianiu spraw mega pilnych jest duży. Często też na końcu okazuje się że robimy coś za kogoś, pomagamy, wyręczamy i w sytuacjach ekstremalnych odkrywamy iż osoba dla której sprawa jest pilna właśnie siedzi na kawie w kuchni firmowej i spokojnie, bez stresu czeka aż ty odwalisz za nią całą brudną robotę.

Pytanie czy możesz coś z tym zrobić?

Według mnie tak. Nie jest to łatwe. Trzeba powiedzieć kiedyś – NIE, Nie teraz.

Trzeba ocenić czy faktycznie coś jest pilne i tak się złożyło, czy ktoś deleguje na Ciebie stres, nerwy związane ze zrobienie czegoś i po prostu jesteś łosiem, który daje się tak wrobić.

Winienie tych, którzy zarzucają nas sprawami pilnymi, pożarami , fuckupami tez nie ma sensu. Jeżeli dajesz się w to wrabiać, widać masz z tego jakiś profit, coś ci to daje. Może czujesz się potrzebny/na. Może budujesz w sobie poczucie, iż jesteś niezastąpiona. Nie wiem. Ja małymi kroczkami staram się walczyć ze sobą aby nie zabierać się za załatwianie każdej sprawy, w mailu zaznaczonym na czerwono czyli urgent. Bo bilans mam taki, że wszystko jest pilne. A jak wszystko jest pilne to znaczy ze niewiele z tego jest pilne.

Nie dajmy się zwariować.

Zacznijmy szanować swoją pracę. Trzymajmy się swoich priorytetów aby na koniec dnia nie okazało się, iż faktycznie ważny dla waszej pracy projekt, sprawa którą zaczęliście o 9 rano o 17 jest nieskończona. I zapomnieliście totalnie o tym, ponieważ przez 8 godzin uwikłani byliście w sprawy, które mogli zrobić inni lub mogły być załatwione na spokojnie.